
Magdalena Walczak
Germanistka z wykształcenia, specjalistka ds. monitoringu transakcji z zawodu, rozkochana w słowie i metaforach, w ludziach i naturze...
Życie jest pełne wyborów i to od nas zależy jakich decyzji dokonamy, czy zdecydujemy się na podróż do wnętrza siebie i raz na zawsze zmierzymy się z naszymi słabościami, obawami, demonami przeszłości…
Magdalena Walczak, autorka książki “Labirynt – Alicja w Krainie Schematów” krok po kroku przeprowadza nas przez zakamarki naszej duszy, pomaga pozbyć się ograniczeń, pokochać siebie i rozpocząć całkiem nowy rozdział w życiu!
“Labirynt – Alicja w Krainie Schematów” – czy tylko mnie tytuł kojarzy się z pewną, znaną książką? A może historia Alicji w jakiś sposób do niej nawiązuje?
Bohaterka książki nawiązuje do utworu Carrolla „Alicja w Krainie Czarów“, to prawda! Pomysł przyszedł sam, po napisaniu całości tekstu. Podczas czytania mojej Alicji, zobaczycie, że koncepcja Labiryntu przywodzi na myśl carrollowe kluczenie za przysłowiowym białym króliczkiem. Dziewczyna wybiera się do krainy własnych schematów, do wnętrza siebie. W Labiryncie wyrastają różne przedmioty, plansze, budowle, sceny, talie kart, a towarzyszami stają się znane jej postaci jak Anioł Stróż, babcia, rodzice i były ukochany. Jest metaforycznie, bajkowo i poetycko. Alicja przechodzi kolejne lekcje i zadania. Różnica pomiędzy nią, a Carrollem wydaje się być jednak zasadnicza: świat mojej bohaterki to nie czysta fikcja, tylko psychologiczna przeprawa po własnym wnętrzu, to praca nad sobą, nie sen. To działanie, nie zabawa. Wszystko, co w środku, materializuje się na zewnątrz: w postaci drogi Labiryntu.
W swojej książce piszesz o labiryntach, w których możemy się zgubić. O jakich labiryntach mowa i w jaki sposób można się z nich wydostać?
W mojej książce mowa jest o Labiryncie zagubienia – zagubienia w skomplikowanej lub toksycznej relacji, która w rzeczywistości pokazuje nam to, co mamy przepracować w nas samych, żeby więcej w taką nie wejść. Alicja czeka na zmiany, ale one nie przychodzą. Czuje, że traci moc, jest sparaliżowana i nieszczęśliwa, stoi w miejscu, nie wie, co dalej. Przychodzi bezradność. Sytuacje czy związki, w których się znaleźliśmy, bywają często złe i przytłaczające, ale są jednocześnie mocno uzależniające, więc modlimy się, aż „samo się poprawi“ albo uzależniamy siebie od drugiej osoby. Nie! Dziewczyna wchodzi w swoją podświadomość i patrzy, co ją warunkuje. Ogląda własny ród, przeszłość i dzieciństwo. Szuka odpowiedzi na pytanie, czym jest miłość od siebie do siebie. I znajduje! Ostatnie dwa zdanie są właśnie odpowiedzią na Twoje drugie pytanie: jak się wydostać na wolność? Sobą… (śmiech).
A czy Tobie udało się pokonać własny labirynt i stać się szczęśliwą i spełnioną kobietą?
Może zacznę od tego, że ja nie chciałam go pokonać, bo to oznaczałoby walkę. To był po prostu pewien etap. Ale zgadzam się – ten Labirynt można nazwać zwycięskim i najtrudniejszym. Nadal jest i będzie wiele labiryntów pobocznych (śmiech). Trzeba tu jednak podkreślić, że labirynty nie są niczym złym. One stanowią tkankę życia, drogi. Są cenne, o ile przechodzimy je świadomie – wyciągamy wnioski z lekcji. Od początku 2019 roku układam wszystko od nowa – to proces, ale proces, w którym w końcu pozwalam sobie na szczęście. I nie – nie jestem jeszcze spełniona i całkowicie szczęśliwa. Wiem natomiast, że wszystko już znalazłam – musi wskoczyć jedynie na odpowiednie półki (śmiech).
„ Labirynty nie są niczym złym. One stanowią tkankę życia, drogi. Są cenne, o ile przechodzimy je świadomie – wyciągamy wnioski z lekcji.“
Dlaczego więc na własne życzenie wchodzimy do labiryntu i komplikujemy swoje życie? Może jest sposób na to, żeby go ominąć i zupełnie się w niego nie zagłębiać?
Labirynt to życie. Labirynt to jego wątek. Labirynt to droga. Nie weszłam tam, żeby komplikować sobie codzienność, tylko, żeby znaleźć największe supły i je rozwiązać. Sama. Ktoś bliski powiedział mi: Załóż sukienkę i przejdź ten czas z gracją, feniksowo, wygraj to poezją. Zrobiłam tak! Często myślimy, że gniew, żal, trudna sytuacja, schemat rozpuszczą się po tym, jak zamieciemy je pod dywan. Nie! Trzeba wejść w sam środek burzy, bo skoro ta burza jest częścią nas, to nie wytniemy jej w pień. Ona o czymś nam mówi, mimo, że przez długi czas możemy udawać, że to nie grzmoty, a suche powietrze.
Każda emocja coś nam komunikuje, a każdy schemat jest splątaniem z dzieciństwa bądź przeszłości. Chodzi o odwagę, siłę i gotowość. Czy my naprawdę chcemy być szczęśliwi? Czy nic nie zmieniamy i jest nam skrajnie źle? Jeśli chcemy być szczęśliwi, to trzeba wejść na strych pełen czarno-białych zdjęć.
„Świat mojej bohaterki to nie czysta fikcja, tylko psychologiczna przeprawa po własnym wnętrzu, to praca nad sobą, nie sen.“
A co, jeśli nie zdecydujemy się wejść na „strych pełen czarno-białych zdjęć“? Czy taki labirynt ogranicza nas w realizowaniu siebie i postawionych sobie celów?
Labirynt robi rzecz odwrotną: pokazuje wszystkie nasze ograniczenia. O ile zajrzymy do środka i nie uciekniemy w popłochu (śmiech). A nawet jeśli – wrócimy tam znowu. Ja tak robiłam. Nie zawsze byłam gotowa spojrzeć prawdzie w oczy. Ale co się w końcu stało? Coś bardzo prostego i jednocześnie niezwykle skomplikowanego: zaakceptowałam, że tak to wygląda, że to jest rzeczywistość, części mnie, schematy, niedoskonałości. Słowa klucze: zaakceptowałam, pozwoliłam sobie na to, uświadomiłam i zrozumiałam… siebie. Zaczęłam siebie samą traktować tak, jak chciałabym być traktowana. To wiele zmienia. W świecie, relacjach, wydarzeniach.
Wiele kobiet jednak trwa w toksycznych relacjach, a jednocześnie wcale nie chce z nich wychodzić, nie szuka pomocy, nie myśli o tym, żeby zakończyć związek. Jak można to wytłumaczyć ? Jak pomóc takiej osobie?
Uproszczę odpowiedź na Twoje pytanie, bo to problem bardzo złożony i można zrobić o nim oddzielny wywiad (śmiech). Wzorzec takiej relacji kształtuje się w dzieciństwie – potem go tylko powielamy, bo nie znamy… i nie mamy innych możliwości. O co chodzi z tym wzorcem relacji? Otóż np. jeśli dziecko nie dostaje miłości, akceptacji, uwagi bądź np. dostaje je na zasadzie huśtawek emocjonalnych: jest – nie ma, stara się na nie „zasłużyć“ i robi wszystko, żeby „skapnęło“ mu trochę uczucia. Możemy sobie tylko wyobrazić, jakie próby podejmuje, żeby zwrócić na siebie uwagę… żeby tej uwagi trochę dostać. Przecież nie wystarcza to, że jest i to, że jest… sobą. Tworzy więc w sobie wzorzec miłości warunkowej. „Będę kochany, bo…“, „będę kochany za…“, „będę kochany, gdy…“. To nie dzieje się naturalnie, a wręcz często po ogromnej dawce czułości następuje ogromna dawka odrzucenia. I tak wkoło.
Dziecko kształtuje się w relacji nacechowanej deficytami, walką, cierpieniem. Skoro nie są spełniane jego potrzeby, ono zaczyna spełniać potrzeby innych – z różnym skutkiem. Czy to nie opis toksycznej relacji w dorosłym życiu? Dokładnie tak. W takich związkach zawsze po ogromnej burzy wychodzi… ogromne Słońce. Na pięć minut, owszem, ale jednak! To uzależniające. Dostaje się trochę miłości. Dlaczego kobiety nie opuszczają tych relacji? Bo opierają miłość na partnerze, nie na sobie. Bo nie mają… siebie. To, co nimi kieruje, to ogromny lęk przed samotnością i odrzuceniem, który paradoksalnie spełnia się i realizuje w toksycznych związkach. Osoby te nie mają w sobie poczucia bezpieczeństwa ani dużego szacunku do samych siebie. A to baza. To podstawa. O tym jest moja książka. Jak pomóc takiej kobiecie? Związki toksyczne trzeba jak najszybciej opuścić i zacząć budować związek… z samą sobą. Bez zdrowego związku z samą sobą nie będziemy w stanie rozpocząć zdrowej relacji z kimś drugim.
A co, jeśli kobieta jest zupełnie nieświadoma tego, że tkwi w toksycznym związku? Po czym poznamy, że nasza relacja jest toksyczna?
Znowu uogólnię, bo toksyczny związek może mieć wiele form i rozmiarów. Jeśli nie jest świadoma, może odpowie sobie na następujące pytania: jak się czuje w tej relacji? (Nasze serca nigdy nie zawodzą, intuicja również). Czy nie narusza się jej psychicznych albo fizycznych granic? Czy nie jest odrzucana na każdym kroku? Czy jest ważna dla drugiej osoby? Czy respektuje się jej potrzeby? Czy w związku nie daje znacznie więcej niż otrzymuje? Czy jest traktowana z szacunkiem? Czy nie jest poniżana? Czy czuje się manipulowana? Czy jej partner nie jest uzależniony np. od używek, a ona nie czuje się współuzależniona?
Jaki pierwszy krok powinna zrobić kobieta, żeby wyjść z takiej toksycznej relacji?
To bardzo ogólne pytanie, więc znowu moja odpowiedź będzie uproszczona. Wszystko zależy od relacji i ludzi, którzy ją tworzą, ale przyjmijmy, że mówimy tu o toksykach, psychopatach, narcyzach, przemocy fizycznej czy psychicznej. Z mojej perspektywy nie ma innej drogi niż opuścić toksyczny związek. Zakładam bowiem, że kobieta uwikłana w takie relacje z reguły daje możliwie wiele szans swojemu partnerowi. Pewien scenariusz powtarza się jednak niezależnie od okoliczności. Nie ma innej drogi na wolność niż wyjść z takiego układu. Strach przed zmianą i brak alternatyw, związany z deficytem poczucia bezpieczeństwa w sobie i paraliżującym lękiem przed odrzuceniem, zwykle utrudnia i hamuje takie decyzje. Kobiety często wierzą, że to partner się zmieni pod wpływem ogromu ich uczucia, i że wystarczy poczekać. Dziewczyny opuszczajcie takie relacje, chociaż to bardzo trudne. Nie jesteście same! Kobietom, które nie mogą się zdecydować, polecam np. pomoc psychoterapeutyczną. Życzę Wam również konsekwencji i wytrwałości. Da się.
Po ciężkich przeżyciach lub niesatysfakcjonującej relacji, kobieta może stracić wiarę w siebie i w to, że jeszcze wszystko się ułoży. Jak w takiej sytuacji pokochać siebie i zagłębić się we własny labirynt? Co z kobietami, które już wyszły z toksycznych relacji, ale nie wiedzą co dalej, utknęły w „martwym punkcie“ i trudno im planować przyszłość i stawiać sobie cele? W jaki sposób zacząć budować “miłość do samej siebie“?
Najpierw trzeba zaakceptować, że to… normalne (śmiech). Bardzo często mamy problem z daniem sobie czasu i zrozumienia, natomiast potrafimy „czekać“ na naszego partnera wieczność, nawet kosztem siebie. Dajmy sobie to, czym obdarzamy innych: cierpliwość, miłość, szacunek, dobro, pasję, uwagę. Dla mnie to jest pierwszy, najtrudniejszy krok do zbudowania relacji z samą sobą. No bo, jak to? Mam siebie głaskać po głowie? Za co? Za to, że zmarnowałam tyle czasu? Za to, że coś mi nie wyszło? I tu zaraz otwiera się schemat krytyka, opisany obszernie w książce. Potem natomiast okazuje się, że nam źle bez tej toksycznej adrenaliny, bo nie znamy spokoju i ciszy, której paradoksalnie… tak pragniemy. I tym sposobem jeden wątek… otwiera kolejny.
Idziemy po nitce do kłębka własnego wnętrza. Skupiamy się na sobie i własnych uczuciach. Ponownie rozpoznajemy, czego potrzebujemy, a co wywołuje nasze emocjonalne mdłości. Znowu zastanawiamy się nad tym, czy wybieramy to, co znamy i w czym umiemy pływać każdym możliwym stylem, ale co rani nas najbardziej na świecie, czy idziemy w nowe, nieznane i uczymy się od początku wzorca dobrego związku. Najpierw tego ze sobą, potem z kimś innym. Tu zaczyna się miłość od siebie do siebie – na poświęcaniu czasu sobie i na dawaniu sobie… zrozumienia zamiast wiecznego krytykowania się. Jeśli nie docenisz siebie, nikt w związku nie będzie cenił Ciebie. Wszystko rodzi się w nas samych. Zacznijmy więc od prostych kroków – dziecko również najpierw raczkuje, potem stawia stopy na ziemi, żeby w końcu móc biegać. Tak również działa tworzenie nowego wzorca. Powoli, z mnóstwem regresów, ale wciąż naprzód.
„Dziecko również najpierw raczkuje, potem stawia stopy na ziemi, żeby w końcu móc biegać. Tak również działa tworzenie nowego wzorca. Powoli, z mnóstwem regresów, ale wciąż naprzód.“
W swojej książce piszesz o „Kobietach mocy“, czy każda z nas może nią zostać?
Wszystkie jesteśmy kobietami mocy (śmiech)… o ile sobie na to pozwolimy. Moc to jest sprawczość działania. W samych centrum nas. Każdy ją ma. Zabierają nam ją w dużej mierze systemy, generując ogromne poczucie winy, mówiąc, co powinniśmy robić, a czego nie, co należy, a czego nie wypada, manipulując nami. Tymczasem iskra sprawczości jest w nas – to my nią jesteśmy, to my mamy powodować rzeczy, a nie poddawać się losom. Ta druga opcja jest dla leniwych (śmiech). Kobieta mocy to kobieta świadoma, a ostatnio śmieję się również, że… podświadoma, bo pracuje nad sobą i nie daje się warunkować przeszłości, przechodzi przez Labirynt, żeby być szczęśliwa.
Kobieta mocy to kobieta, która jest odważna i silna, ale jednocześnie pozwala sobie na słabości, daje sobie uwagę i odpoczynek. Płacze, złości się i nie wie… daje sobie do tego prawo. Schemat krytyka nie sprawdza się już w jej przypadku (śmiech). Kobieta mocy jest również świadoma swojej seksualności, nie boi się jej i realizuje się w niej bez wyrzutów sumienia. A wreszcie kobieta mocy tworzy relację z mężczyzną, bo chce, a nie… bo boi się samotności. Nie boi się samotności, bo ma pełnię w sobie.
Zdradzisz nam, skąd pomysł na napisanie książki “Labirynt – Alicja w Krainie Schematów”?
Wszystko stało się „samo“ w momencie, kiedy przeżywałam kryzys i utknęłam w martwym punkcie. Tak jak wspomniałam wyżej, pewna osoba powiedziała mi, że skoro nie wiem, co robić i miotam się z kąta w kąt, może powinnam zacząć spisywać te myśli, transformować je w zwycięski opis drogi? Miałam założyć najpiękniejszą sukienkę, wejść w Labirynt i znaleźć wyjście z gracją. Podjęłam wyzwanie!
Do kogo skierowana jest książka?
Do kobiet, które tkwią w toksycznych albo niesatysfakcjonujących relacjach. Do kobiet, które pragną zmian, ale nie wiedzą, którędy iść. Do kobiet, które chcą kochać siebie i zobaczyć, czym w praktyce jest modne ostatnio pojęcie „Self-love“. Do kobiet, które zaczynają od nowa, ale nie wiedzą, co dalej. Do kobiet, które chcą się rozwijać. Do kobiet, które wierzą, że mają nieszczęście w miłości. Do kobiet, które chcą przejść swój własny Labirynt i obudzić się z karteczką “Zwycięstwo” na szafce przy łóżku. Do osób, które kochają poezję, metafory albo „Alicję w Krainie Czarów“. Do mężczyzn, którzy chcą zrobić prezent swojej partnerce albo są ciekawi naszego świata.
Dlaczego warto sięgnąć po Twoją książkę?
Bo odmieniła moje życie, może więc i odmieni świat kogoś, kto ją przeczyta? Książka pomaga nam wrócić do naturalnej potrzeby, którą mamy mimo wchodzenia w skomplikowane bądź toksyczne relacje: do potrzeby bycia kochanym i… kochania. Prosto, dobrze, szczęśliwie. Sama udowodniłam sobie, że ja również tak potrafię, bo przecież nikt nie jest stworzony do cierpienia. Ponadto książka obala pewną krążącą w ludziach plotkę, że miewamy szczęście bądź nieszczęście w miłości. Nie! Jeśli mamy sprawy poukładane z nami samymi, jeśli darzymy siebie uczuciem, zrozumieniem, szacunkiem i wiarą we własne możliwości – będziemy spotykać na naszej drodze osoby, które traktują nas w podobny sposób.
Uchyl nam rąbka tajemnicy, czy pojawią się kolejne książki Twojego autorstwa?
Najpierw chcę dać szansę Alicji… i zobaczyć, co się wydarzy. Ale od razu uprzedzam – jest równie uparta jak ja (śmiech)! Razem z moim wydawcą Mariką Krajniewską Papierowy Motyl mamy wobec niej dalekosiężne plany (śmiech). Alicja jest moim początkiem. Wkrótce ukaże się również „Radosna książka“ – projekt autorstwa Mariki Krajniewskiej, w którym będę miała zaszczyt wziąć udział. Szczegóły niebawem. Zapraszam do śledzenia mojego profilu na FB.
Czekamy zatem z niecierpliwością na nowy projekt – jestem bardzo ciekawa tego pomysłu. Wróćmy jeszcze na moment do “Labiryntu – Alicja w Krainie Schematów” – czy napisanie książki książki wpłynęło jakoś na Ciebie i Twoje życie?
Ta książka to mój prywatny rytuał odrodzenia i zamknięcia pewnych drzwi raz na zawsze. Nie osiągnęłam tego jednak przy użyciu osób trzecich, nikt nie decydował o moich losach. Zrobiłam to kameralnie, sama w sobie i dla siebie, w ciszy, mimo, że w środku rozpętałam huragany, bitwy i przekopałam ogródek przeszłości milimetr po milimetrze. Spojrzałam prawdzie w oczy i… poszłam w odwrotnym kierunku (śmiech).
Co czułaś, kiedy odłożyłaś długopis po napisaniu ostatniego zdania na ostatniej stronie?
To bardzo zabawna historia, bo ostatni rozdział napisałam dopiero na przełomie marca/kwietnia 2019, podczas czytania książki kolejny raz przed wysyłką do wydawnictw. Ktoś powiedział mi dwa lata temu, że jak zamknę Alicję, to zamknę ten rozdział mojego życia. Podśmiewałam się z tego: „Na pewno!“. Ale tak właśnie się stało. Postawiłam kropkę nad i w danym temacie, zamknęłam ostatnią stronę tej drogi. Po prostu. Zapisałam plik na komputerze, wysłałam go do wydawcy i rozpoczęłam nową historię.
Najważniejsza myśl, którą chciałabyś przekazać swoim czytelnikom?
Traktujcie siebie tak, jak chcecie być traktowani przez innych. Dawajcie sobie szacunek, uwagę i miłość, chociaż na początku to… bardzo trudne. Uzależniamy się bowiem od wszystkiego, co jest na zewnątrz, zapominając, że przestajemy potrzebować potwierdzenia z zewnątrz, gdy… mamy je w środku.
Magdalena Walczak – Germanistka z wykształcenia, nauczycielka języka niemieckiego z zamiłowania, specjalistka ds. transakcji oszukańczych z zawodu, rozkochana w słowie i metaforach, w ludziach i naturze. Tak jak Alicja szuka wyjść z życiowych labiryntów, a potem spisuje je w instrukcje. Pierwszą z nich jest właśnie książka “Labirynt – Alicja w Krainie Schematów”.
Wskazówka dla czytelnika: Labirynty książkowe pisane są wielką literą, pozostałe labirynty małą.
Autor: Anna Szuba
Tekst pochodzi ze strony: www.kobietyprzykawie.pl