Wywiady

"...Magdalena Walczak to kobieta, która za sprawą swojej książki „Labirynt - Alicja w Krainie Schematów” stała się inspiracją dla innych..."

Czy chcemy utrudniać sobie życie od urodzenia?

"To, że powielamy pewne schematy myślowe czy przekonania nie wynika z tego, że chcemy od urodzenia utrudniać sobie życie, tylko coś nas tak kształtuje. Ba! Nie tylko kształtuje, ale zaburza nasz proces poznawczy. Jeśli ktoś nie akceptował nas jako dziecko, jak mamy akceptować siebie jako kobiety?" - wywiad z Magdaleną Walczak

Kochani!

Całkiem niedawno recenzowałam dla Was książkę Magdaleny Walczak "Labirynt. Alicja w Krainie Schematów", której mam przyjemność patronować medialnie, i która urzekła mnie sugestywnym językiem, stylem wysokiej erudycji. Dzisiaj, zapraszam Was na wywiad, w którym macie okazję poznać nie tylko kulisy powstawania książki, ale i samą autorkę.

Życzę Wam cudownych wrażeń.

Magdaleno. Bardzo Ci dziękuję za poświęcony czas. Nie można nie zadać tego pytania, chociaż pewnie pojawia się ono przy każdej możliwej okazji. Skąd pomysł na tę wyjątkowo nietypową opowieść?

Nie miałam określonego pomysłu, tylko… zaczęłam pisać (śmiech). Nie wiedziałam, jak potoczą się losy Alicji, byłam pewna jednego: że jest jakieś wyjście. Tekst narodził się w momencie dużego kryzysu osobistego, chciałam opuścić stare sytuacje i schematy, na które nie było we mnie zgody, ale tkwiłam w nich, bo nie potrafiłam inaczej. Tym bardziej, że nie miałam pojęcia, co znajduje się po drugiej stronie lustra, i czy to będzie dobre. „Labirynt…” okazał się pomostem do próby życia na nowych warunkach. Pisząc książkę wykonałam dużą pracę nad sobą, a czytelnik jest świadkiem mojej transformacji, ale oprócz tego ma wybór: może równolegle przeprowadzić swoją… (śmiech).

Dlaczego użyłam określenia - nietypową? Nie ukrywałam tego w recenzji, iż przeczytałam Twoją książkę z ogromnym zdziwieniem. Budujesz całą opowieść na metaforach i wysokiej erudycji. Skąd pomysł, by powstała ona właśnie takim a nie innym językiem?

Słowo „nietypowy” stanowi dla mnie ogromny komplement, dziękuję. Napisałam po prostu tekst, w sposób, w jaki umiałam – i nie ma w tym za grosz kokieterii (śmiech). Przed początkiem tej opowieści byłam święcie przekonana, że nie stworzę niczego innego niż krótkie, liryczne zapiski na pudełkach od zapałek. Styl „Labiryntu…” nie jest sztucznym tworem, tylko najbardziej naturalną formą przekazu książkowego, jaką mogłam wykreować w tamtym momencie mojego życia. Język ten najlepiej przybliżył mnie do myśli oraz emocji Alicji, najprecyzyjniej je oddał.

Mam też wrażenie, że historia Alicji jest historią uniwersalną, że każdy odbiorca odkryje w niej cząstkę siebie. Czy taki był właśnie Twój zamysł?

Tak, jak wspominałam nie było zamysłu (śmiech). Ale masz rację – to jest historia uniwersalna. Alicja zostawiła czytelnikowi ogromnie dużo przestrzeni na własny rozwój i przemyślenia. Nie bez powodu na początku mamy miejsce na dedykację i nazwanie problemu, z jakim wchodzimy do środka. Labirynt, który był we mnie, kryje się w każdym z nas, dotyczy bowiem poszukiwania bazy, szczęścia, poczucia bezpieczeństwa, akceptacji. A ich poziom w dużej mierze zależy od tego, co wydarzyło się w dzieciństwie, w jakich warunkach się kształtowaliśmy. Deficyty rodzą deficyty, a w dorosłym życiu… chce się je wypełnić tym, czego nam brakuje, a co pochodzi z zewnątrz. A to pierwszy krok do uzależnienia się od opinii, toksycznych relacji i związków. Ta książka zwraca nas… ku nam samym, bo tam kryje się sedno. Alicja rozbiera się emocjonalnie oraz mentalnie do cebulki i prowadzi masę rozmów z przodkami, przewodnikami, rodzicami, ukochanym, a nawet z Aniołem Stróżem. Postacie nie udzielają jej jednak rad, one „odbijają” od swojej powierzchni tylko to, co ona ma w środku. Bo my naprawdę… wszystko mamy w środku.

Czym dla Ciebie osobiście jest ta książka?

Autoterapią. Zapisem transformacji. Rozłożeniem uczuć i emocji kobiety w kryzysie na czynniki pierwsze. Przejściem przez schematy i sprawy z przeszłości, które pokazują nam, że nie ma czegoś takiego, jak nieszczęście w miłości, tylko jest praca do wykonania. Tworzeniem nowego wzorca relacji i pożegnaniem starego. Pożegnaniem… starego… w ogóle (śmiech).

Z Twoich obserwacji, doświadczeń, kontaktów z kobietami, co jest dla nas ważne? Czego się boimy, co nas hamuje przed samorozwojem?

Mocno uogólnię, bo o tym da się napisać książkę (śmiech), ale niestety ważnie jest dla nas zaspokajanie potrzeb innych kosztem siebie. Ważne są opinie, które często blokują nas już na starcie. Hamujący jest głos wewnętrznego krytyka, uformowany w dzieciństwie. To często on staje się największym wrogiem naszej wolności i radości. Ponadto nie dajemy sobie przyzwolenia na odpoczynek. Żyjemy w społeczeństwie, które dużo marudzi, a gdy ktoś stwierdza, że chce żyć łatwiej i lżej, to nie jest to odbierane jako „norma”, tylko raczej „wymysł”. Pokutuje w nas przekonanie, że do szczęścia trzeba dojść przez pot, krew i łzy, a radość rodzi się z cierpienia. W moje życie niestety dużo poczucia winy wnosił system religii. Alicja pokazuje coś zupełnie odmiennego: my mamy sprawczość i moc decydowania o naszych losach, do momentu, aż… jej komuś nie oddamy. Wizja świata mojej bohaterki oparta jest na myśli, że to my jesteśmy iskierką Boga w działaniu. Słowa klucze to „my” oraz „działanie”, nie mylić z egocentryzmem, który niepotrzebnie wplątywany jest w kwestie samoakceptacji, zapewne również po to, żeby wzbudzić wyrzuty sumienia.

Czy my, kobiety lubimy często stawiać sobie przeszkody na drogach do pełni samoakceptacji?

Myślę, że spojrzałabym na to jeszcze z innej perspektywy. To, że powielamy pewne schematy myślowe czy przekonania nie wynika z tego, że chcemy od urodzenia utrudniać sobie życie, tylko coś nas tak kształtuje. Ba! Nie tylko kształtuje, ale zaburza nasz proces poznawczy. Jeśli ktoś nie akceptował nas jako dziecko, jak mamy akceptować siebie jako kobiety? Wszystko, co dzieje się w dzieciństwie, przenosi się w dorosłość, podzielone lub pomnożone przez nasz potencjał, osobowość, charakter, wrażliwość i wiele innych czynników. Nie powiedziałabym więc, że to my na siłę stawiamy sobie przeszkody, bo „tak już mamy”. Często niesiemy bagaż przeszkód nabytych w przeszłości. Przepracowanie go i wyjście do samoakceptacji wymaga pracy, świadomości, cierpliwości i czasu. W skrajnych przypadkach nie będzie ono możliwe. Weźmy jako przykład narcystyczne zaburzenie osobowości. Ono nie rodzi się pod wpływem nadmiernego zachwytu, tylko skrajnej nienawiści do siebie, zapoczątkowanej przez deficyty na linii: dziecko – rodzic. Wędkę z pytaniem „dlaczego?” należy zawsze zarzucać w kierunku dzieciństwa. Prościej jest się akceptować kobiecie, która była akceptowana, ta, która była odrzucana, szuka na zewnątrz wypełniaczy swoich deficytów, a to pierwszy krok do toksycznych relacji. Brakuje jej miłości w sobie, a tym samym całej bazy, potrzebnej do lubienia się, zrozumienia siebie, szanowania.

Bardzo ważne są w Twojej opowieści relacje. Zarówno te, które nie do końca zostały domknięte w przeszłości, jak i te, które staramy się budować na bieżąco. Jak myślisz, jaką drogę trzeba przejść, co zrobić, by móc spojrzeć sobie z dumą w oczy i poczuć się naprawdę szczęśliwą?

To bardzo trudne pytanie, bo każdy ma inną drogę do przejścia. Myślę, że bardzo często ścieżki te posiadają wspólny mianownik: przeszłość. Nie mamy możliwości bycia dumnymi z siebie, jeśli nikt wcześniej nie pokazał nam, jak to się robi i co to właściwie znaczy. Nie mamy szans, żeby wiedzieć, czym jest miłość od siebie do siebie, jeśli wzrastaliśmy w samotności i poczuciu opuszczenia. To byłoby nawet nielogiczne. Z pustego i Salomon nie naleje. Kształtujemy się tym, w czym wzrastamy. Tak jak już wspominałam, deficyty w nas rodzą się m.in. w reakcji na deficyty w relacji z naszymi rodzicami, w reakcji na ich relację. Dziecko, które nie jest akceptowane, nie dostaje wystarczającej uwagi oraz miłości, będzie robiło wszystko, żeby tak się stało, często kosztem siebie i swoich granic. Wytwarza się w nim m.in. poczucie bycia niewystarczającym, beznadziejnym, pojawia się schemat miłości warunkowej: „o ile miłość w ogóle istnieje, muszę na nią zasłużyć”. Lęk przed byciem porzuconym determinuje obszar związków. Potem wzorzec przenosi się w dorosłe życie. Miłosna chemia schematów wciąga nas w relacje, oparte na miłości zależnej. I co z tą drogą do szczęścia? Droga do szczęścia zaczyna się od czegoś zupełnie odwrotnego: od miłości bezwarunkowej. I przez ten właśnie proces przechodzi moja Alicja.

K47A1988Gdybyś mogła wskazać trzy najważniejsze elementy, które pomogą nam wyjść z życiowych labiryntów, poplątanych ścieżek?

Przede wszystkim należy pamiętać, że Labirynt nie jest niczym złym. Zapisuję to słowo zawsze z wielkiej litery, bo jest świadomą drogą życia, jego częścią. Wychodząc z jednego Labiryntu wchodzimy w kolejny i to jest w porządku.

Te trzy elementy, o które pytasz, będą to: świadomość, odwaga i uważność na własne uczucia – nieignorowanie ich, tylko podążanie za tym, co nam mówią, trochę jak po nitce… do kłębka.

Czy Magdalena Walczak ciągle szuka wyjścia z tytułowego Labiryntu, czy już znalazła?

Jeśli chodzi o tytułowy Labirynt, to wyjście jest w ostatnim rozdziale. A ostatni rozdział… jest początkiem nowego Labiryntu. Dopiero zaczęłam go spisywać (śmiech).

Mówimy o Twojej bohaterce, podkreślamy Twoją pracę, kontakty z kobietami, a jak jest z mężczyznami? Czy po książkę mogą również sięgać mężczyźni? Jak ich do tego zachęcisz? Co byś im powiedziała?

Oczywiście! Zawsze mówię, że w pierwszej kolejności to książka dla kobiet, bo przedstawia babski punkt widzenia pewnej drogi, z którą mierzy się praktycznie każdy – tylko w różnej formie. Panów zapraszam do czytania równie mocno (śmiech). Mam wrażenie, że to może być piękna okazja do zbliżenia się naszych światów.

Co chciałabyś przekazać, powiedzieć kobietom, czytelniczkom?

Chciałabym powiedzieć, żeby pamiętały, że są piękne, mądre i różne, dlatego nie muszą porównywać się do innych, zawsze uzyskując gorszy wynik w tym zestawieniu. Chciałabym im powiedzieć, żeby skupiły się na sobie i poszukały tam bazy do każdej relacji, w którą wejdą, żeby dawały sobie to, co potem chcą dawać i otrzymywać. Chciałabym, żeby pamiętały, że „co w środku, to na zewnątrz”. Jeśli nie mamy szacunku do siebie, związek, którego staniemy się częścią, „zmusi” nas do reakcji na brak szacunku od kogoś i pracy nad tematem. Chciałabym, żeby dziewczyny pamiętały, że w większości sytuacji życiowych mają wybór i możliwość zmiany. Korzystajmy z nich.

Bardzo Ci dziękuję za rozmowę.

Autor: Agnieszka Krizel
Tekst pochodzi ze strony: www.nietypowerecenzje.blogspot.com

Copyright 2020 © Magdalena Walaczak