Wywiady

"...Magdalena Walczak to kobieta, która za sprawą swojej książki „Labirynt - Alicja w Krainie Schematów” stała się inspiracją dla innych..."

„Ta książka w całości jest pierwszym krokiem w nowe życie!” Wywiad z Magdaleną Walczak

Bohaterką Pani debiutanckiej książki jest Alicja. Skąd pomysł na analogię do tej bajkowej bohaterki?

Patrząc na formę i metaforykę książki od pierwszych stron wiedziałam, że to musi być Alicja. Podczas gdy Alicja z Krainy Czarów wchodzi w głąb króliczej nory, moja bohaterka otwiera drzwi Labiryntu. Potem obie spadają w dżunglę postaci, przedmiotów, wydarzeń, tak jakby przemierzały grę komputerową. Świetnym słowem, które opisuje otoczenie Labiryntu, jest „wyrasta” bądź „wyrastają”, bo na drodze dziewczyny faktycznie wyrastają szafy, pola i plansze do gier, talie kart, a także przewodnicy, duchy przeszłości, rodzina, a nawet Anioł Stróż.

Moja Alicja nie zmniejsza się jednak ani nie powiększa, tylko dzieje się rzecz odwrotna: to Labirynt dostosowuje się do niej i do tego, co nosi w środku. To jej dusza kreuje kolejne lekcje. Ponadto Alicja Carrolla może być odczytywana na wielu poziomach. Podobnie jest z moją książką. Język jest mocno poetycki. Jeśli ktoś wejdzie do środka Labiryntu ze złamanym sercem, znajdzie tam punkty styczności z kobietą, próbującą wydostać się ze skomplikowanej relacji. Jeśli ktoś będzie chciał przeczytać o podstawowych prawach wszechświata takich jak prawo przyciągania, również znajdzie tam tę bardziej uniwersalną perspektywę. Zapraszam też poszukiwaczy inspiracji albo osoby zainteresowane podświadomością, bo moja Alicja tworzy w Labiryncie własną mapę schematów (śmiech). Wszystko łączy jednak jeden temat, znowu bardzo uniwersalny: wyprawa wgłąb siebie w poszukiwaniu czegoś, o czym dziś w świecie jest głośno, ale nie do końca wiemy, co to właściwie znaczy w praktyce: Self-love.

Czy Pani zdaniem każda z Nas ma w swoim życiu etap labiryntu? Chętnie z nich wychodzimy?
Myślę wręcz, że wychodząc z jednego labiryntu, wchodzimy w kolejny (śmiech). Natomiast może powiem jeszcze inaczej: alicjowy Labirynt to droga przeżyta świadomie. Zadania, postaci, pola do gry, kolejne miejsca kreują lekcje do przepracowania. Celowo fabuła skonstruowana jest tak, że bez przejścia jednego punktu, kolejny się w ogóle nie pojawia. Patrząc więc na życie z lotu ptaka, tak właśnie wygląda nasza codzienność. Jeśli przechodzimy lekcję świadomie i opuszczamy ją wzbogaceni o doświadczenie bądź wniosek, zwykle już się nie powtórzy. Przyjdzie natomiast… następna. Zwróćmy uwagę, jak wiele osób bezrefleksyjnie płynie przez związki czy wydarzenia. Zauważmy, jak mnóstwo ludzi sądzi, że ma nieszczęście w miłości, podczas gdy ja twierdzę, że to plotka (śmiech). Jeśli przyciągamy dane tendencje podświadomością, to musimy w nią wejść i ją przeorganizować. To ogromna praca, ale wszystko zależy od decyzji, czy chcemy posiadać moc sprawczą kreowania tego, co się nam i dla nas wydarza, czy poddać się czemuś, co nazywamy losem bądź pechem. Myślę też, że istnieją labirynty przełomowe. Kraina Schematów należy do tego zbioru (śmiech). Alicja bierze miotłę i sprząta całą brudną energię męską, a tej kobiecej nadaje ważność. Czy chętnie wychodzimy z labiryntów? Myślę, że niechętnie w nie wchodzimy (śmiech), bo komu chce się taplać we własnych schematach czy błędach? Przecież często lepiej, żeby zostało tak, jak jest – w końcu jakoś to będzie.

Dlaczego, Pani zdaniem – budowanie dobrych relacji należy zacząć od siebie? Czy potrafimy sobie z tym poradzić samodzielnie?

Bo to, co w środku, to i na zewnątrz. Jeśli na najgłębszych poziomach nas umiemy kochać siebie, traktować siebie z szacunkiem, dawać sobie czas oraz uwagę, a także przestrzeń na popełnianie błędów, jeśli umiemy sobie wybaczać, jeśli dopuszczamy do siebie każdą najmniejszą emocję i pozwalamy jej wybrzmieć, nigdy nie „przyciągniemy” partnera, który będzie traktował nas źle, manipulował nami bądź przekraczał granice – fizyczne czy psychiczne. Albo jeszcze inaczej: nie będzie w nas zgody na to! Więc wniosek od kogoś takiego podświadomość od razu skwituje wielkim „nie”. Przestajemy być w kręgu zainteresowań osób, z którymi nie rezonujemy. A nawet jeśli – one nie otrzymają uwagi od nas. Ważny jest wzorzec, który nosimy w środku. Jeśli wzorzec nazywa się: „jestem niewystarczająca”, każdy kolejny partner będzie nam to potwierdzał, tak, żebyśmy zwróciły się ku sobie i same zaakceptowały to, kim jesteśmy, trochę na zasadzie lustra. No dobrze, ale nawiązując do drugiej części pytania – skąd ten wzorzec? Czy my go tworzymy samodzielnie? Upraszczając: wzorce wynosi się z dzieciństwa. Rodzice i ich relacje ze sobą, z nami i ze światem, przelewają na nas wzorce i schematy. Ponadto schematy rodzą się również w toku naszych reakcji na to, co dostajemy i co widzimy – kształtują się w nas reakcje obronne, które stają się np. naszym sposobem funkcjonowania.

Pani książka może być swego rodzaju drogowskazem. Co możemy zrobić, żeby wynieść z tej lektury jak najwięcej?

Myślę, że można wejść do środka Labiryntu z intencją znalezienia wskazówek, które pomogą nam polubić i pokochać siebie. Moja Alicja wyrusza na poszukiwanie skarbów, tylko tych wewnętrznych, ja potraktowałabym więc książkę jako przygodę i podróż do własnego środka (śmiech).

Czy w takim razie sam proces twórczy miał dla Pani, jako autorki – wartość terapeutyczną?

Tak! Po to zaczęłam pisać Alicję. Autentycznie nie mogłam opuścić Labiryntu własnej relacji i bezradna powiedziałam sobie, że założę sukienkę i z gracją wyjdę w końcu na trawę, słońce i świeże powietrze. Znalazłam drzwi dopiero w styczniu 2019 (śmiech)! Kluczyłam ponad rok, obserwując własne procesy. Bywało nieprzyjemnie, bo miałam wrażenie, że chodzę w kółko, ale wiedziałam, że złe czasy kiedyś się skończą. Śmieję się, że w książkę wciągnęłam własny ród, nawet postać babci, której nie pamiętam, bo odeszła, gdy ja byłam dzieckiem, albo Anioła Stróża, z którym trzymam sztamę (śmiech). Zachowałam się trochę jak detektyw mojej podświadomości i paradoksalnie właśnie to skupienie na sobie samej, emocjach, przeżyciach i akceptacja ich oraz… mnie samej jako kobiety dały mi przepustkę do ogrodu. Zrobiłam to spektakularnie. Ściany Labiryntu po prostu zawaliły się. (śmiech).

Jak czuje się Pani z tym wszystkim teraz? Jest Pani w punkcie, w którym chciała być?

Właśnie cały sens kryje się w tym, że ja nie wiedziałam, co ma się stać, nie wiedziałam, jak to będzie, a wręcz chcąc być szczęśliwa, nie wiedziałam, czy potrafię. Natomiast byłam i jestem pewna jednego: chcę przyciągać ludzi, zdarzenia, możliwości, szanse nowymi wzorcami, nowym Labiryntem w sobie, nie starymi tendencjami i schematami, które powodowały, że krążyłam wkoło i cierpiałam. I faktycznie tak zaczęło się dziać. Sama moja współpraca z Wydawnictwem Papierowy Motyl to kolejny dowód na to, że wszystko zaczęło „wskakiwać” na swoje miejsce. Ta książka w całości jest pierwszym krokiem w nowe życie. Powiem tak: zaczęły się pojawiać piękne, dobre i mądre rzeczy, moje wymarzone, tylko jeszcze wszystko musi znaleźć się na odpowiedniej półce. Ale wiem, że tak się stanie, bo w Labiryncie nauczyłam się dawać sobie i zdarzeniom dwa bardzo istotne elementy: przestrzeń i czas.

Dziękuję za rozmowę!

Zapis „Labirynt” odnosi się w Naszej rozmowie do kanwy samej książki, a ogólne znaczenie tego terminu zapisane zostało w sposób tradycyjny.

Autor: Anna Cichańska
Tekst pochodzi ze strony: www.w-centrum.pl

Copyright 2020 © Magdalena Walaczak